W burzliwym okresie powojennym polska muzyka jazzowa niestety musiała na jakiś czas zniknąć z oficjalnej sceny. Była niewygodna władzom, z którymi się w ówczesnych czasach nie dyskutowało. To sprawiło, że w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku rozkwitła na nowo ze znacznie większą siłą niż wcześniej.

I dobrze, bo brak jazzu w Polsce byłby stratą niepowetowaną. Wczesny jazz lat pięćdziesiątych był muzyką dość mocno odbiegającą, od tego, co działo się w tym czasie w krajach zachodnich, a już na pewno był inny niż ten grany ówcześnie w stanach zjednoczonych ameryki będących kolebką jazzu z prawdziwego zdarzenia.

Muzycy opierali się na improwizacji. Jest to jednak okres, kiedy powstało kilka niezwykle cenionych zespołów z polskiej sceny jazzowej. Można w tym miejscu wymienić choćby Jazz Believers Jana Ptaszyna Wróblewskiego czy Sekstet Krzysztofa Komedy. Są to formacje znane nawet najmłodszym fanom jazzu w naszym kraju, a ich wkład w rozwój tego rodzaju muzyki w Polsce jest nie do przecenienia. Z początkiem lat sześćdziesiątych jazzowy romans rozpoczęli muzycy będący wzorem dla kolejnych pokoleń i powstało kilka ważnych w kraju i poza jego granicami polskich imprez jazzowych np. Jazz Jamborre czy Jazz Nad Odrą. Współcześnie jazz jest w Polsce tak popularny, że upolowanie biletów na ważne koncerty jest naprawdę nie lada wyczynem.

Nowe płyty zarówno polskich, jak i zachodnich wykonawców rozchodzą się błyskawicznie, a dzięki nowoczesnym platformom streamingowym takim jak Spotify fani mają dostęp także do utworów, które nie są wydawane w Polsce.

(MM / Fot. Pixabay/cc0)